Wchodzę w tryb Slow Life.
Człowiek w pogodni po lepszy byt powoli zapomina zatracać się w tym, co dla niego jest ważne. Tłumaczy sobie, że bez pieniędzy świat jest szary i niedostępny pod żadnym względem. Zostaje więc dłużej w pracy biorąc nadgodziny lub biegnie pracować na drugi etat.
Wraca do domu zazwyczaj kiedy rodzina kładzie się spać lub już słodko chrapie, a wychodzi z niego bladym świtem.
Zmęczenie daje o sobie znać bardzo szybko. Brak siły, obniżona odporność, a nawet nerwowość to nic innego jak oznaki przepracowania.
Do tego dochodzą spięcia w domu, bo partner czegoś chce, dzieci tak samo. Wybucha!!
Znacie to ze swojego doświadczenia? Ja tak. Śmiało mogę się przyznać, że jestem pracoholikiem. To jak alkoholizm, nie wyleczysz się z tego już nigdy.
Mimo, że mój stosunek do gonitwy i wyścigu szczurów się diametralnie zmienił, to czasem gdzieś jednak muszę się sama skarcić za swoje zachowanie.
Lubię pracować, nie lubię się nudzić. Nie chcę jednak aby pod jakimkolwiek względem ucierpiała na tym moja rodzina, która jest dla mnie wszystkim.
Doszłam do wniosku już jakiś czas temu, że czysty dom, wyprasowane pranie czy pozmywane gary nie świadczą o szczęściu. potrzebny jest dialog z drugim człowiekiem, zabawa z dzieckiem i czas tylko dla siebie.
Zaczęłam się przekonywać, że wkroczenie w tryb "slow life" jest taką terapią i jednocześnie odpoczynkiem, regeneracją sił.
Powiem Wam, że czuję się fantastycznie. Rzadko w moim życiu (oprócz zagrożonej ciąży) były dni, że leniuchowałam. Zawsze miałam coś do zrobienia. Pielenie ogródka, układanie w szafkach rzeczy czy sprzątanie. kiedy większość rzeczy już zrobiłam wymyślałam sobie sama nowe obowiązki.
Jaka ja byłam wtedy głupia!!!! Borze szumiący!!!
Dziś mam czas na pracę, zabawę z dzieckiem, poleniuchowanie na kanapie i nawet na oglądanie serialu. Mam też czas dla siebie, aby nałożyć maseczkę czy odpocząć z lampką winą (ewentualnie całą butelką) w kąpieli z bąbelkami.
Dzięki temu wszystkiemu jestem weselsza i chyba milsza dla otoczenia ;-)
Moje dziecko chętnie się ze mną bawi, rysując mi piękne traktory z pepą (czyt. przyczepą), a ja jestem po prostu szczęśliwa.