Święta tuż tuż.
Bardzo lubię okres przedświąteczny. W radiu słychać "Last Christmas" George`a Michaela, kolorowe światełka dumnie mrugają do nas od sąsiadów.
Aby czas świąt trwał dłużej, zawsze wcześniej ubieramy choinkę. Lubimy jej zapach, a jednokolorowe lampeczki nadają niepowtarzalny klimat zazwyczaj wieczorem, kiedy mamy chwilę tylko dla siebie.
Aby świąteczny nastrój mógł już trwać w sobotnie przedpołudnie wybraliśmy się na poszukiwania tej idealnej i pięknie pachnącej choinki.
Zjeździliśmy kilka miejsc, ale w tym roku wybór zielonego drzewka jakoś nie zachwycał. Mało stoisk na targu, choinki jakieś poprzebierane, niewyrośnięte i krzywe.
Sporo czasu i nerwów zajęło nam namierzenie drzewka dla nas idealnego.
Synu dobił transakcji płacąc gotówką Panu sprzedającemu drzewka, Tata zapakował świerk do auta, a Mama pilnowała pięknie pachnącej choinki na tylnej kanapie naszego wiekowego samochodu ;-)
Tatuś o mały włos, a dostałby lanie, bo zgubił po drodze piękną jemiołę, którą w międzyczasie zakupiłam, ale cóż. Niech komuś długo służy i da mu mnóstwo gotówki i miłości ;-)
Po powrocie do domu i osadzeniu choinki w pojemniku zaczęliśmy ją ubierać. Moje ręce potrzebują teraz solidnej regeneracji, bo ilość igieł wbitych w moje dłonie spowodowały aż swędzenie. Nie pisałam się na akupunkturę ;-)
Oczywiście nie było mowy o tym żebyśmy ubrali te choinkę sami z Mężem. Najmłodszy członek naszej rodziny bez oporów przed kłującymi igłami ubierał choinkę w bombki i inne przywieszki.
Niesamowita radość i oczywiście pomoc sprawiły, że nie mógł odejść od drzewka. Do końca dnia interesowały go wszelkie bombki, lampeczki i igiełki.
Zmęczony od wrażeń usnął wcześniej niż zwykle ;-)
Zostało nam jeszcze popierniczyć i cieszyć się spotkaniami rodzinnymi ;-)