No!!! Prawie...
Ufff... Prawie skończyłam wiosenne porządki.
W niedzielę posprzątałam całą kuchnię włącznie z szafkami i wszystkimi pudełkami. Muszę przyznać, że zajęło mi to cały dzień. Oczywiście nie sprzątałam sama! Dzielnie pomagał mi w tym mój mały czyścioszek. Tylko jak zobaczył żółtą szmatkę, która zaświeciła gdzieś przed Jego oczami, nie odstępował mnie dalej niż na kilka metrów (oprócz kilkunastu minut oglądając bajkę na Cbeebies).
Na szczęście nie przeszkadzał jakoś i udało mi się skończyć po południu. Mogę pochwalić się nawet efektem.
Czułam się jakbym na nowo wprowadzała się do mojej kuchni.
W poniedziałek w ruch poszła witryna i komoda w salonie. Było w niej sporo pracy, bo na nowo musiałam poskładać firany i pościel, a także wszelkiej maści serwety. Po 13, w czasie drzemki Kubusia, także wyszorowałam WC i łazienkę na górze.
Przy okazji sprzątania i odkurzania szuflad, mój Syn zepsuł mi zaczep turboszczotki i teraz nie mogę zamocować jej przy odkurzaczu. Coś mi się wydaje, że chyba PAN DOMU będzie musiał coś w tym temacie pokombinować i naprawić.
Po przyjeździe małżonka z pracy, oddałam się przyjemności sprzątania garderoby i pokoju nad garażem (czyli naszego pokoju telewizyjno-biurowego). ;-)
Zostało tylko na same święta poodkurzać po raz setny w tym tygodniu i zmyć podłogi. Myślałam, że przy prawie półtorarocznym dziecku nie da rady tyle zrobić, ale miło się zaskoczyłam.